opodal krzaczka.
W mieście jest niedzielny market.
Na którym można kupić białe robaczki, bynajmniej nie na przynętę.
Różne rośliny jadalne
Można też spotkać dzieci.
A w sklepie z zabawkami kupić grillowanego szerszenia.
Jest też zabytkowa świątyniaZe zwierzętami wyciętymi z krzaków
i złośliwym buddą.
Spod porannego marketu, na którym nic specjalnego nie ma, można takim jak poniżej autem pojechać nad większą rzeczkę.
Taka pani :)
Nad rzeczkę jechałem sam ale pan kierowca miał kilka rzeczy po drodze do przewiezienia więc byłem w lokalnej castoramie.
Plantacji fistaszków (całkiem niezłe są takie jeszcze nie wysuszone).
w klinice
i u producenta lodu.
Droga wiodła przez różne wsie
i wzdłuż prawie wyschniętej rzeczki.
No i dojechałem :)Po drugiej stronie rzeczki to już Myanmar.
Łódką można popłynąć do innego miasteczka.
A tak wygląda ujście tej rzeczki co to po drodze była.
W miasteczku ludzie prowadzą normalne życie.
Dzieci jeżdżą na rowerach
lub grają w inne gierki pod nadzorem mamy.
Ta rodzina wpuściła mnie do domu żebym z balkonu fotki porobił :) Mają widok wprost na rzeczkę.
Zdjęcie szafy.
trzymają samochody w domach
grają w warcaby kapslami
śpią z kurami
Do miasteczka przyjeżdża sprzedawca lodów, ale nie wiem jak często :)
Mali mnisi też lubią lody. :)
Jutro rano przenoszę się do kolejnego kolejnego miasta sprawdzić jakie mają lokalne atrakcje :)
1 komentarz:
No no - dwa miesiące i już Ci tam ze złota pomniki stawiają... szacun :-)
Prześlij komentarz