Tutaj mieszkałem nad bajorem.
Taki biały punkt na górze to świątynia. Do niej wlazłem później.
Bajoro przyciąga randkowiczów
i amatorów sportowców
Są też dłubanki :)
i świątynia,
która tak wygląda w nocy.
Skoro o świątyniach to teraz ta ze wzgórza.
Mnisi sobie basen do ćwiczenia pływalności zrobili.
zaczęli już wodę nalewać ;)
Widok z górki na miasto.
W mieście można trafić na small business
i znaleźć schron przeciwatomowy :)
Mają tam dwa markety. Poranny i wieczorny. Rano można kupić jedzenie, a wieczorem hand made prezenty
Zapas na cały tydzień :)
znalazłem też ring :)
Noo... można też znaleźć nowego przyjaciela :)
Pod miastem jest rzeczka. Na zdjęciach nie widać ale Ci ludzie czegoś tam szukają, złota albo innych kamyków.
Wodospad. Mizerny taki bo sucho wszędzie...
Tu to na bank da się zanurkować.
I znowu randkowicze, strasznie romantyczny naród, ci tajowie. :)
Pani z mieczem.
Przetwórnia czosnku, znaczy wampirów nie ma.
Chińska wioska nad jeziorem.
A za górami już Myanmar (Birma)
Degustacja herbatek
I zupa nudlowa.
Po drodze do drugiej wioski
Prosiaczków jak psów było
I ostatnia wioska
Też nad bajorem. To chyba jakieś tajlandzkie mazury są :)
Z ośrodkiem wypoczynkowym w środku lasu,
Żyją tam czarne łąbądki.
A u Pana można wypić kawę z domowej produkcji,
A to parking przed miejscową dyskoteką. To ciekawe doświadczenie było. W środku wyglądało jak na dancingu. Była scena i muzyka na żywo. Podobno karaoke, ale wykonawcy jakby ciągle ci sami. Organizator nie zadbał o przestrzeń do tańczenia, więc podskakiwali i wili się w miejscu przy stolikach, sporo przy okazji pijąc alkoholu. Byłem jedynym białym więc szybko wyszedłem, zanim jakiejś miejscowej nadziei muai thai włączyła się nieśmiertelność ;)
Dzisiaj przeniosłem się do kolejnego miasta Mae Sariang.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz