To nieduże miasteczko z kioskiem, którym oprócz prasy można kupić kaloszki.
Targiem, na którym można kupić takie ryby i owoce morza. Zacząłem się zastanawiać, skąd oni biorą świeże dary z morza skoro do morza mają trzy dni konno. :)
Takie warkocze, również na targu.
W mieście jest też świątynia, pewnie nie jedna :)
Ale to pierwsza, w której kobiety nie są mile widziane.
W barze natchnąłem się na taki pojemnik na patyczki. To jakiś strateg wymyślił. Wyciągam dwie, trzymam je w łapce, to jak teraz jedną ręką, złożyć to do kupy i nałożyć pokrywkę.
Widziałem już wcześniej takie budki, ale myślałem, że trafię na taką z policjantem w środku...:)
Mae Cheam to małe małe miasteczko z informacją turystyczną, niestety zamkniętą. W hotelu dostałem mapkę, dobrze, że dało się skuter wypożyczyć bo innej metody żeby się dostać do położonych poza miastem atrakcji turystycznych nie ma. Musiałem się sam przekonać bo z nikim nie dało się pogadać.O drogę już dawno przestałem pytać, bo wszyscy mają problem z czytaniem mapy i wysyłają na około albo sami nie wiedzą gdzie są...chyba ich w szkole tego nie uczyli.
W mieście jest kilka świątyń
do niektórych można się dostać prosto z pola, drugie wejście jest od ulicy.
W świątyniach dużo pracy jest.
ale jest też czas na relaks
W jednej nawet siłownię mają.
A to chyba czytelnia.
Zakład tkacki. Pani najpierw produkuje materiał, a później z niego różne rzeczy szyje :)
Tego na mapie nie było.
Łuskarnia ryżu. Tego też na mapie jakby nie było.
Szkoła z pełnowymiarowym boiskiem do koszykówki. Widownie mają to chyba turnieje robią. :)
Pierwszy raz trafiłem na koszykarskie akcenty, nie sądziłem, że grają w Tajlandii w kosza.
Dzieci się ucieszyły, że przyjechałem :)
A to hydraulik
i wóz strażacki przy wodopoju.
Suszarnia czosnku.
Dzieci mają różne zabawki.
Różowy domek ma dwa pokoje do wynajęcia. Oni się w nich zamykają piją i wyją do mikrofonów.
W łazience znalazłem klapki. Nie byłem zdziwiony bo to klapki na wyposażeniu. W miejscach publicznych również są...
z takim napisem. Jakoś nie mogę się przemóc żeby w kiblu zmieniać buty na wspólne kapcie, to wykracza poza moją tolerancję dla braku higieny.
Dojechałem na skuterku do Doi Inthanon.
W parku narodowym kwiatki
drzewa
i różne roślinki
no i świątynia,
zrobiona z czegoś takiego,
a wśród darów whisky.
Na szczycie jest stacja radarowa,
a po drodze obserwatorium.
Ciekawie to wygląda, jak ze srebrnej kapsuły wyłaniają się takie głowy.
Dwie wieże, też po drodze.
W środku figurki
zdobienia na zewnątrz
ogrody
i widoki.
Dalej pojechałem nad wodospad. po drodze namówiłem mnicha, że go podwiozę. Wymyślił sobie 22 km pod górę, że do miasta dojdzie, może w ramach pokuty. Podwoziłem też ostatnio skuterkiem trójkę dzieciaków, dwóch z tyły i jeden na stojaka z przodu. Chciałem fotkę zrobić ale szybko zeszli jak się zatrzymałem. Następnym razem zrobię przed jazdą :)
To pierwszy z wodospadów - Huay Saai Leung.
Mae Pan
A to chyba jakiś lokalny hodowca konopii :)
Z Mae Cheam można pojechać tylko w jednym kierunku, do Chom Thong, żółtym samochodem, który jeździ kilka razy dziennie. Dwadzieścia cztery osoby wlazły, część na stojąco, a jedzie się dwie godziny.
W Chom Thong wsiadłem do "żółtego", który jedzie do Chiang Mai.
Pod linkiem film, który nakręciłem dzisiaj, a water festival zaczyna się dopiero jutro :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz