niedziela, 3 marca 2013

Jogja

Moje wrażenia.

Stacja kolejowa jest jakieś 500m od głównej ulicy turystycznej - Malioboro. Od Malioboro odchodzą niewielkie poprzeczne uliczki przy których umiejscowione są hotele. Można więc przejść samemu, można też wziąć taksę lub rykszę. Każdy znajdzie coś dla siebie bo standardy i ceny są zróżnicowane z klimą, bez klimy, z ciepłą wodą, bez ciepłej wody, z łazienką poza pokojem, z dwoma łóżkami, z jednym. Do wyboru do koloru.
Ceny obowiązują są za pokój, więc jako sam dostałem łóżko 2x2m, ale proponowali też taki z dwoma łóżkami. Mam normalną łazienka z prysznicem, bo można też znaleźć z takim zlewikiem w zamian. Mam też wifi i śniadania w postaci donata :) Ludzie tu są bardzo przyjaźni, ale w większości nie mówiący w obcych im językach. Za to od razu po przyjeździe pojawia się opiekun, który pomaga w odnalezieniu się - zagaduje, odprowadza do hotelu, pomaga w rozmowach handlowych. :)  Ja do tej pory miałem dwóch guaidów, jeden mnie oprowadził po ulicy, a drugi pomógł znaleźć hotel i teraz przychodzi tu regularnie dowiedzieć się czy mi czegoś nie trzeba. :) Nie zauważyłem żeby byli natrętni. 
 






To zdjęcie przedstawia zamówienie, które, nie wiedzieć czemu jest po indonezyjsku (przypominam, że to ulica turystyczna). Taka kartka jest podawana do stolika, należy na niej wpisać ile czego się zamawia i oddać obsłudze. Później staję się rachunkiem bo po konsumpcji jest podawane z kwotą do zapłaty. Wziąłem sobie jeden - sobie z google potłumaczę i będę przygotowany przychodzić. :)
Motorków jest tu pełno. Wszędzie są parkingi, na których za niewielką opłatą można je zostawiaćBenzyna jest tu super tania tankowanie motorka do pełna kosztuje 10tyś Rp (niecałe 3,5 zł), a jazdy jest na przynajmniej 100km. Poza stacjami, których tu nie jest za dużo, benzynę można kupić na ulicy u takiej pani jak ta. :)  
Krótkie filmiki z jazdy po mieście: malioboro  i Jogja.

W galerii można zobaczyć i kupić takie obrazy jak ten. 
Jeśli chodzi o jedzenie to cała masa "patyków" z np. skóry krowy albo kury - nie spróbuje. Rzucił mi się na oczy kocioł z pieczonymi w całości gołębiami  (razem z głowami) - podawane oczywiście na zimnoNie wrzucam zdjęć bo wyglądało to raczej na miejsce katastrofy gołębnika niż danie.
Przejeżdżka rykszą. Zdjęcia zza dnia, ja jechałem po zmroku więc film się nie udał. Nie jest łatwo być rykszarzem. Próbowałem poprowadzić i nie ma tam żadnych przekładni, które ułatwiają pedałowanie.
Wczoraj wieczorem trafiłem w jedno z miejsc sobotnich spotkań i gdybym nie zobaczył to bym nie uwierzył...To jest taki skwerek z dwoma wielkimi drzewami po środku. Pożyczają sobie takie świecące i głośno grające cudaki napędzane siłą mieśni ludzkich. Zdjęcia nie wychodziły dobrze więc nagrałem film: miejska zabawa.
Byłem też na masażu jawajskim - rewelacja.
Dzisiaj miasto wymarło o godzinie 23:00 - wszystko pozamykane, na ulicach pustki. Czyżby to było tylko weekendowe misteczko?


A jutro rano przemieszczam się autokarem do Bromo.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ja bym jednakowoż poprosiła zdjęcie tych gołębi - wywieszę moim balkonowym ku przestrodze... :-)