czwartek, 14 marca 2013

kintamani

Wczoraj na motorynce przejechałem ponad 200 km.
Plan był taki: pojechać do Kintamani, z Kintamani na północ i wybrzeżem zawinąć pod Agung. Trasa miała prowadzić przez Ubud, ale po drodze były drogowskazy z napisem kintamani więc podążyłem ich śladem.
To nawet lepiej, bo zobaczyłem nowe okolice i nie było po drodze miast. Nie wiem którędy jechałem, wiem za to gdzie droga mnie zaprowadziła. :)
Mijałem sklepiki
i różne misie
sponiewieranego ogoha
pola ryżowe
pomnik rodem jak z ZSRR (pod słońce było więc wyszedł słabo)
krówkę
i górki w oddali.
Wyjechałem wprost na Batur.
Po prawej miałem jeziorko.
A jeszcze bardziej po prawej Agung. Do miejsca turystycznego położonego nad jeziorkiem jest kilka kilometrów. Zacząłem tam jechać, ale po kilkudziesięciu metrach odkryłem drogę w lewo więc skręciłem.
Było bardzo stromo z zakrętami czasami nawet o 180 stopni.
 Tak to wyglądało na dole.
Tak to wygląda w google. Wymyśliłem sobie, że objadę górkę, dotrę na drugi koniec bajora i wrócę brzegiem, drugim brzegiem. :) Pytałem nawet miejscowych i utwierdzili mnie w przekonaniu, że da się, no to pojechałem.
Górka z prawego boku.


I z drugiej strony
 Dalej po drodze - pomidorki
i procesja. To chyba pogrzeb był bo na początku szli z łopatami. Wiem, bo się przecisnąłem, boczkiem, boczkiem.
 A to widok z lewej strony drogi.
 Dojechałem na drugi koniec. Zostawiłem motorek i poszedłem w stronę wody.
Do bajora dojść się nie dało.
Chmury wydawały się wlewać do jeziorka.
Tutaj turyści chyba nie docierają, stałem się więc atrakcją. Chłopczyk przyszedł z łódki żeby na mnie popatrzyć.
Dzieciaki zagadywały ale fotografować się nie dały :)
 Była tam też jakaś świątynia.

Niby na dole mówili, że objechać się nie da...ale co chwilę ktoś jechał w tamtą stronę i gugiel pokazywał drogę, więc pojechałem i ja. Droga zaczęła prowadzić do góry i była taka sobie. :)
 taki widok z góry
I czasami było tak stromo, że musiałem motorek nóżkami dopychać.
 później skończył się asfalt..
A to widok na drugą stronę i ja, znowu w chmurach. Chłodno też było nieco.
Jak droga zaczęła wyglądać tak, a gugel nie wiedział gdzie jestem, musiałem zawrócić :(
 Nie zauważyłem boiska jak wjeżdżałem :)
Wracałem linią brzegową. Tu turystów była już cała masa.


Chochoł, żeby się deska rozdzielcza nie grzała. Stary, wędkarski patent. :)
Chwila zadumy...
Pan sprzedający swoje malunki, kupiłem nawet sobie jeden.
Jak wyjeżdżałem, jadącym przede mną policjantom wywiało czapkę z auta. Zanim zdążyłem wyciągnąć aparat już pojawił się chętny na nią. Amator czapki był na tyle uprzejmy, że zgodził się udostępnić ją do zdjęcia.


Dalej pojechałem zobaczyć Agung.

Brak komentarzy: